Pod koniec sierpnia 2018 roku kumpel namówił mnie na siłownię. Waga pokazywała wtedy 89,2 kg (o zgrozo xD). Sami widzieliście na ostatnim zdjęciu, jak to wyglądało.
Na początku byłem tak zmotywowany, że siłownia stała się moim drugim domem. Treningi 3–4 razy w tygodniu, po 2 godziny, a na koniec zawsze 30 minut bieżni. W ciągu miesiąca spadło prawie 3 kg.
Tyle że bieżnia szybko zaczęła mnie nudzić. Pomyślałem: „A może spróbować pobiegać na dworze?”. Wtedy wydawało mi się to dziwne – nikt z moich znajomych nie biegał „ot tak”.
Pierwszy start – Mania Biegania (Starachowice, 8 km)
Po dwóch tygodniach biegania na dworze los spłatał mi niezłego psikusa. Przewijam Facebooka i nagle wyskakuje reklama: zapisy na „Manię Biegania” w Starachowicach. Dystans 8 km. W głowie miałem jedno: czemu nie?
Sprzętowo byłem wtedy „Januszem biegania” – stary smartwatch, GPS gubił trasę, o pomiarze tętna można było zapomnieć. Treningi robiłem tak: wychodziłem z domu, cisnąłem na maxa, wracałem i miałem satysfakcję, że „zrobiłem robotę”. Zero planu, zero taktyki, tylko ogień.
Na zawodach dostałem pierwszą lekcję pokory. Już po 3 km byłem odcięty, a reszta ludzi biegła dalej równym tempem. Dobiegłem daleko za połową stawki i poczułem, że zderzyłem się ze ścianą. To był moment, kiedy zrozumiałem, że bieganie to nie tylko „kto szybciej”, ale też strategia, cierpliwość i wytrzymałość.
Pierwsze dychy – Staszów i Golejów
Jesienią 2018 zapisałem się jeszcze na cztery biegi na 10 km. Plan treningowy? Nadal żaden. Dalej biegałem „na pałę”, a jak pogoda nie sprzyjała – wracałem na bieżnię i katowałem się tam.
14 października wystartowałem w Staszowie. Pamiętam, że to był mój pierwszy raz, kiedy przebiegłem pełną dychę. Na mecie zobaczyłem wynik 53:41 i czułem się, jakbym wygrał olimpiadę. W głowie od razu pojawiła się myśl: za następnym razem złamię 50 minut!
Tydzień później, 21 października, w Golejowie wystartowałem w biegu crossowym. Tym razem miałem już „profesjonalny sprzęt” – Garmina Forerunner 35. Biegło się super, ale zabrakło mi… 30 sekund. Wynik 50:29 był świetny, ale dla mnie oznaczał porażkę, bo cel był prosty – zejść poniżej 50 minut.
Frysztak – nauka pokory
10 listopada wystartowałem we Frysztaku. Trasa była crossowa, pełna podbiegów. Wcześniej myślałem, że biegi w terenie to nic strasznego, bo przecież dychę robiłem już w 50 minut. Ale szybko się przekonałem, jak bardzo się myliłem.
Podbiegi dosłownie mnie zmiażdżyły. Tempo siadło, nogi odmówiły posłuszeństwa, a ja pierwszy raz poczułem, jak trudny potrafi być bieg górski. Na mecie ledwo złapałem godzinę (59:09) i byłem kompletnie wykończony. Ta lekcja nauczyła mnie pokory – wtedy zrozumiałem, że bieganie to nie tylko asfalt i prosta droga.
Wreszcie sukces – Szydłów, Bieg Sylwestrowy
Koniec grudnia. Waga spadła do 81 kg, treningi dawały coraz lepsze efekty. Ostatnia szansa w roku – Bieg Sylwestrowy w Szydłowie, 30 grudnia. To miała być moja bitwa o złamanie 50 minut.
Wystartowałem mocno, jak zawsze, i po pierwszej pętli wiedziałem, że mam zapas. Z każdym kilometrem bolało coraz bardziej, ale w głowie miałem tylko jedną myśl: muszę dowieźć to do końca.
Na metę wbiegłem z czasem 47:10. Udało się! To był mój pierwszy prawdziwy sukces – taki mały przełom, który sprawił, że uwierzyłem, że mogę więcej. 🎉
Podsumowanie roku 2018
Patrząc z perspektywy czasu, widzę sporo błędów:
-
trenowałem za dużo na bieżni, a za mało na dworze,
-
treningi były chaotyczne i za mocne,
-
nie miałem trenera ani planu,
-
odżywianie i suplementacja były kompletnie przypadkowe (kreatyna + białko i tyle).
Ale były też plusy:
-
waga spadła z 89 kg do 81 kg,
-
złamałem 50 minut na dychę,
-
złapałem bakcyla i poczułem, że bieganie to coś więcej niż hobby.
I to właśnie te małe zwycięstwa sprawiły, że zacząłem patrzeć w przyszłość – w stronę półmaratonów, maratonów, a później jeszcze dalej.
👉 W następnym wpisie opiszę rok 2019 – dla mnie przełomowy, bo wtedy zrobiłem półmaraton i… maraton.
A jak to było u Was? Pamiętacie swoje początki? Co Was pchnęło do pierwszych startów i co dziś byście zmienili?






Dodaj komentarz
Komentarze