Góry, gleby i walka o życiówki – druga połowa 2019

Opublikowano w 26 września 2025 15:13

Drugą część roku zacząłem od gór. Padło na 11 km w Międzygórzu. Nic wielkiego, ale jak na tamtą formę było całkiem przyzwoicie – tempo 5:45/km. Potraktowałem to jako przetarcie przed większym celem – kolejną górską połówką.

Kolejna górska połówka i pierwsze twarde lądowanie

28 lipca 2019. Cel był prosty – poprawić swój poprzedni czas z górskiej połówki, czyli zejść poniżej 2:24. Leciałem ambitnie, nogi dawały radę, ale góry nie wybaczają. Około 16 km złapał mnie skurcz łydki i… gleba w kamienie. Pierwszy raz w życiu zaliczyłem taki „lot”. Ostatnie kilometry to była raczej walka o to, żeby w ogóle dotrzeć do mety niż próba poprawy wyniku. No cóż – czas został, za to doświadczenie bezcenne.

Festiwal Biegowy w Krynicy – mój pierwszy taki maraton biegowy

Po tej lekcji postanowiłem, że zrobię coś szalonego – zapisałem się na Festiwal Biegowy w Krynicy. Wymyśliłem sobie challenge: 3 dni, 6 biegów.
Dzień 1: mila i 15 km.
Dzień 2: 10 km i 3 km.
Dzień 3: półmaraton i wbieg na Jaworzynę Krynicką.

Przygotowania? Klasyka u mnie – przesadziłem. 90 km w 4 dni przed zawodami… Dziś łapię się za głowę, ale wtedy wydawało się to „spoko pomysłem”. Wyniki jednak całkiem niezłe: 15 km w 1:15, dycha w 48 minut, półmaraton w 1:57. Najbardziej cieszyło mnie to, że po raz pierwszy starałem się biec z głową – kontrolować tempo, nie spalić się na starcie.

Maraton w Rzeszowie – w końcu złamane 4 godziny

Po Krynicy czułem się mocny. Zamarzyło mi się złamanie 4 godzin w maratonie. Rzeszów – 6 października 2019 – miał być tym biegiem.

Pogoda idealna – chłodno, ale nie zimno. Plan prosty: pierwsza połówka minimalnie poniżej 2 h, druga tak samo. Ale był jeszcze jeden szczegół – startowałem… ze złamanym palcem u ręki, w gipsie. Niby palec, niby nic wielkiego, ale biec ponad 42 km z takim „balastem” to wcale nie było przyjemne.

Tym bardziej cieszy mnie, że mimo wszystko udało się pobiec tak, jak chciałem. Na metę wbiegłem z czasem 3:49:25. Radość ogromna, bo pierwszy raz poczułem, że w maratonie naprawdę wszystko zagrało – jedzenie, picie, tempo, głowa. No i satysfakcja, że zrobiłem to pomimo kontuzji.

Walka o dychę poniżej 45 minut

Po maratonie stwierdziłem, że dość na chwilę z długimi dystansami, teraz czas podkręcić tempo. Cel: złamać 45 minut na 10 km.

Pierwsza próba – cross w Golejowie – 47:41. Wynik nie powalał, ale to teren, więc usprawiedliwienie było. Druga próba – Daleszyce – dystans trochę ponad 10 km, a na samych 10 km zegarek pokazał 45:36. Blisko, ale ciągle nie to.

Ostateczna walka przypadła na koniec roku – bieg sylwestrowy w Szydłowie, 28 grudnia 2019. Ostatnia szansa. Ruszyłem mocno i do samego końca trzymałem tempo. Meta: 44:16. Wreszcie sukces! Rok zakończony tak, jak sobie wymarzyłem.

Podsumowanie

Druga połowa 2019 była dla mnie mieszanką emocji: gleby, porażki, ale też ogromnej satysfakcji i pierwszych prawdziwych życiówek. Zrozumiałem, że bez planu da się coś osiągnąć, ale z planem i głową można dużo więcej, tak, w tym roku zapuszczałem wąsa 😅

I powiem tak – mam nadzieję, że czytając moją historię nie powtórzycie moich błędów. Ale jeśli już, to przynajmniej będziecie mieć co wspominać 😅.

Dodaj komentarz

Komentarze

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.